Prawidłowy dialog w małżeństwie i rodzinie, jako warunek dobrych relacji małżeńskich i szczęścia rodzinnego oraz dobrego wychowania dzieci. Komunikacja międzyosobowa – to dialog, rozmowa, wymiana informacji, odczuć, poglądów. Inaczej mówiąc to sposób porozumiewania się między osobami za pomocą słów i gestów, jakich
właściciel. Tu kupisz Pokonywanie trudności w małżeństwie i rodzinie, której autorem jest ks. Marek Dziewiecki. Szybka wysyłka. Główne przesłanie, na którym opiera się ta książka, to fakt, że kryzys małżonków nie zaczyna się dopiero wtedy, gdy dochodzi do przemocy, uzależnień czy zdrad. Kryzys i cierpienie zaczyna się
On chętnie przychodził do miejsc, gdzie Ona występowała. Oboje mieli w sobie ogrom pasji i talentu, uwielbiali życie i czerpali z niego garściami. Nie trzeba było długo czekać na finalizację tej miłości. Na ślubnym kobiercu stanęli 1 kwietnia 1994 roku. "Mieliśmy być razem na dobre i na złe" - mówiła aktorka. Początkowo to
W wielu relacjach jednak nadchodzą momenty, że partnerom trudno jest ze sobą wytrzymać. Wskazać to mogą błahe codzienne czynności, które z pozoru mało oczywiste, ostatecznie świadczą o niepowodzeniu relacji. Jeżeli w związku pojawiają się tego typu rzeczy, być może lepiej porządnie się nad nim zastanowić. Brak życzliwości
Słuchaj uważnie. Kiedy się komunikujemy, powinniśmy słuchać tego, co ma do powiedzenia nasz partner i to doceniać. Gdy Twój małżonek do Ciebie mówi, nie odwracaj wzroku, nie baw się telefonem, nie przerywaj. Komunikacja małżeńska musi opierać się na wzajemnym szacunku i każdy z Was na przemian powinien przyjmować rolę mówcy
Relacje po ślubie. Kryzys w małzeństwie. Jak załagodzić kryzys w małżeństwie. 5 jeżyków miłości Gary Chapman
Nawet jak wspominamy o kryzysach innych, to mówimy przyciszonym głosem. W głowie pojawia się tylko myśl: Oby nas ominęło. No cóż, prawda jest taka, że kryzys nikogo nie ominie. Kryzys w małżeństwie to coś, czego każdy chciałby uniknąć. Raczej nie chcemy się dobrowolnie wystawić na jego pastwę i nawet jak wspominamy o
Kiedy kobieta i mężczyzna pobierają się i stając przed grupą świadków ślubują „miłość, wierność oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci” jest to szczęśliwy dzień, jeden z najszczęśliwszych w ich życiu. Gdy jednak kończy się miodowy miesiąc, wiele par zaczyna zdawać sobie sprawę, że zakochanie i tworzenie udanego małżeństwa to dwie różne sprawy
W takich przypadkach trzeba szukać innych rozwiązań i korzystać z pomocy profesjonalistów. W większości przypadków jednak wszelki brak szczęścia w miłości bierze się z niezrozumienia wzajemnych potrzeb oraz siebie nawzajem. Jeśli komuś zależy, by poprawić swój związek może wykonać proste, dość brutalne, ale skuteczne
marzena aneta: 25.03.2023, 21:17: Kryzys siedmiu lat małżeństwa kryzys jak kryzys proszę żadnych kryzysów dziękuję proszę o dobre małżeństwa wierne w swoim wieku mające wiare dziękuję proszę o miłość uczciwość sprawiedliwość na świecie dziękuję proszę dla mnie o domu kupno dobrą mieszkania sprzedaż urode ubezpieczenie zdrowotne z urzędu pracy zdrowie pieniądze
EyEX. Zdrada jest poważnym kryzysem w związku i po prostu intencjonalnym, świadomym czynem jednego ze współmałżonków. Nieważne, czy zostałeś zdradzony, czy to właśnie ty zdradzasz – konsekwencje tego zachowania dotkną ciebie i twojego partnera na równi. A może uda się przejść przez ten kryzys w małżeństwie bez szwanku? Zdrada jest poważnym kryzysem w związku i po prostu intencjonalnym, świadomym czynem jednego ze współmałżonków. Nieważne, czy zostałeś zdradzony, czy to właśnie ty zdradzasz – konsekwencje tego zachowania dotkną ciebie i twojego partnera na równi. A może uda się przejść przez ten kryzys w małżeństwie bez szwanku? Klasyczny „skok w bok” Zdrada może być fizyczna (wtedy dochodzi do kontaktu na tle seksualnym z osobą spoza małżeństwa), ale i emocjonalna (fantazjowanie o innej osobie, flirtowanie z nią bądź składanie dwuznacznych propozycji). Nie ukrywajmy, kobiety rzadziej zdradzają i jednocześnie są bardziej wyczulone na zdradę męża, ale pamiętajmy też, że one same również ulegają pokusie „skoku w bok”. Dlaczego osoby będące w stałym związku decydują się na zdradę? Odpowiedzi należy szukać przede wszystkim w samym małżeństwie – nuda, rutyna, brak porozumienia, zobojętnienie wobec małżonka czy inne kryzysy małżeńskie. Poszukajmy powodów również w samych małżonkach – eksperymentowanie, chęć nowych doznać, działanie na zasadzie „zakazanego owocu” czy niedojrzałość emocjonalna jednego z małżonków. Często mówi się, że brak miłości to główny czynnik, który wzmaga występowanie zdrady w związku. Co zaskakujące – pojedyncze akty zdrady występują nawet w bardzo kochających się małżeństwach i mają bardziej charakter impulsywnego i mało przemyślanego czynu. Nie oznaczają braku uczucia. Kto zdradza, ten płaci – konsekwencje zdrady Najważniejszymi konsekwencjami zdrady w małżeństwie jest utrata zaufania, niechęć do zdradzającego partnera, smutek i żal zdradzonej osoby, a nawet chęć zakończenia związku. Jest to bardzo ciężki kryzys, wprowadzający dezorganizację codziennego życia i weryfikację stabilnych zasad w małżeństwie. Pamiętacie scenę z filmu, jak zapłakana żona wyrzuca przez okno rzeczy męża, ponieważ chwilę wcześniej odkryła jego zdradę? Lub inny kadr, przedstawiający mężczyznę w barze, który upija się, ponieważ jego partnerka „przyprawiła mu rogi”? Mimo, że to tylko fabuła filmowa, jednak zawiera prawdziwe emocje towarzyszące zdradzie – rozpacz, smutek, rozżalenie, zniechęcenie, a w konsekwencji wrogie i agresywne zachowania i silną chęć zakończenia związku. Kasia gotuje z parówki w cieście francuskim Związek po zdradzie Związek po zdradzie można porównać do tonącego statku na morzu. Albo załoga podejmuje wspólną akcję i stara się utrzymać swoją łajbę na powierzchni wody, albo każdy wyskakuje jak najszybciej do morza, myśląc tylko o sobie i o swoim przetrwaniu. Podobnie sprawa wygląda podczas kryzysu – albo małżonkowie wyjaśnią sobie przyczyny swojego zachowania, wybaczą zdradę i postarają się utrzymać nadal małżeństwo, albo podejmują decyzję, że się rozstają i każdy odchodzi w swoją stronę. Pamiętajmy, że statek, który za chwilę może utonąć ma na swoim pokładzie różne skarby – przywiązanie, oddanie, wspomnienia, historię miłości czy pozostałości dobrych uczuć i emocji sprzed kryzysu, o które warto zawalczyć. Sztorm na morzu jest przejściowy, a statek zbyt cenny, aby tak szybko go opuszczać.
post archiwalny Jeśli szukacie jedynej i właściwej recepty na to, jak w ciągu jednego dnia wskrzesić Wasz związek, który po urodzeniu dziecka wszedł w fazę uśpienia albo w fazę rzucania mieczami, to nie znajdziecie tutaj na to recepty. Jeśli myślicie, że podam Wam jak na tacy sposób na to, jak sprawić, aby obudzić w Was pokłady energii, czułości, seksu i miłości, to możecie właśnie w tym momencie przestać czytać ten post, bo ja ani nie jestem psychologiem, ani seksuologiem ani też nie mam mocy sprawczych, aby cokolwiek zmienić o 180 stopni. Jedyne co mogę zrobić, to opowiedzieć Wam odrobinę mojej historii związku i zasiać w Was ziarno nadziei, w pewnym sensie zainspirować Was i zmotywować do działania. Bo najgorszą rzeczą, jaką można zrobić, kiedy zauważymy jakieś sygnały a codzienność wgniata nas do parteru, to robić dosłowne NIC. Czyli spocząć na związkowych laurach i myśleć, że to samo minie, albo nadejdą kiedyś lepsze czasy, albo o zgrozo taka jest kolej rzeczy, że najpierw są motylki a następnie przychodzi moment kolokwialnego wqrwienia albo obojętności wobec partnera. Poprzez „kryzys w związku” „ratowanie małżeństwa” nie mam na myśli w dzisiejszym poście zdrady, braku miłości czy obojętności i totalnego wdupiemania. Dzisiaj skupię się raczej na etapie, przez który prawdopodobnie przechodzi większość par zderzających się z narodzinami dziecka a codzienność daje im w dupę. Na tyle daje im w dupę, że jakikolwiek czas spędzany razem jest w towarzystwie dzieci, a wieczorami myślą oni wyłącznie o spaniu, bo rzeczywistość wyżyma ich jak starą gąbkę. Natomiast kontakty z partnerem są ograniczone do minimum, a jeśli do nich w ogóle dochodzi, to zazwyczaj kończą się kłótnią o byle pierdołę. #StoryOfMyLife Opowiem Wam odrobinę o nas, aby przybliżyć Wam obraz sytuacji. Należymy do bardzo kochających się par. Naszym problem nie był nigdy brak miłości, a zmęczenie codziennością. Brak czasu dla nas jako pary i brak innej perspektywy niż towarzystwo naszych dzieci. Jedni zaraz powiedzą: „Hola, hola! Dzieciaczki powinny być całym naszym światem! Nie przesadzasz? Związek teraz musi zejść na boczny tor!” No właśnie żadne kur..a „Hola, hola!” i żaden „boczny tor”. Bez naoliwionego i rozumiejącego się związku raczej trudno będzie o harmonię w rodzinie. Wracając do naszej sytuacji – oboje z moim M. sporo pracujemy, nie mamy rodziny na podorędziu gotowej w każdej chwili pomóc i do tej pory wydawało nam się, że tak było, jest i zawsze musi być, że jesteśmy samowystarczalni. Doszliśmy do punktu, w którym kładliśmy dzieci spać (klasyczne przykłady high need babies, totalnie wyczerpujące egzemplarze ;-)) i zasypialiśmy razem z nimi. A rano rosła nasza wewnętrzna frustracja spowodowana tym, że nie ma tej naszej dawnej intymności, tych rozmów wieczornych, tego wszystko co było i scalało, dawało energię kiedyś. Nie było czasu pogadać jak kochająca kobieta z kochającym mężczyzną. Nie było czasu usiąść i spróbować pokazać partnerowi, że tak dłużej już nie da się być w szczęśliwym związku. Ja należą do osób, które niezmiennie uważają, że podstawą w związku jest dialog, a tutaj nie było czasu nawet na spokojną rozmowę w cztery oczy z moim Mężem [tak, wiem że niektórzy czepiają się tej dużej litery w tym słowie przeze mnie pisanym – to nie mój problem. Dla mnie to zawsze będzie duże „M” i tyle w temacie]. Pod koniec 2016 roku doszliśmy do ściany i uznaliśmy, że dłużej tak być nie może. Że czas to zmienić, bo zarżniemy się fizycznie, psychicznie i przestaniemy patrzeć na siebie jak na przyjaciół i kochanków, a zaczniemy szukać w tej całej sytuacji dziury w całym obwiniając siebie nawzajem o to, że nie mamy czasu nawet przytulić się w ciszy i spokoju. Pewnego dnia mój Mąż wpadł na pewien pomysł, który wydawał mi się być zupełnie nie do zrealizowania. Myślałam, że to rozwiązanie będzie kosztowało majątek, to po pierwsze. Po drugie nie sądziłam, że nasze dzieci zaadaptują się do tej sytuacji. A po trzecie, nie wierzyłam, że uda nam się znaleźć taką osobę, która sprosta naszym wymaganiom. Jakie to było rozwiązanie? Postanowiliśmy poszukać osoby, która bez łaski, bez proszenia, łaszenia z chęcią raz na 1-2 tygodni wpadnie do nas i zaopiekuje się naszymi dziećmi, a my w tym czasie wyfruniemy z domu jak za dawnych lat. I udało się! Trafiliśmy na osobę, która z największą ochotą i za standardowym wynagrodzeniem, zajmuje się naszą dwójką, a my idziemy w długą! Raz na tydzień wieczorową porą wychodzimy z moim Mężem z domu i zostawiamy nasze dzieci z kimś, kto wypełnia ich czas po brzegi świetną zabawą i ciepłem, dając nam wtedy godzinę czy dwie TYLKO dla nas! Nie wierzyłam, że to się uda, tymczasem wystarczyło popytać znajomych i zacząć działać, czyli znaleźć kogoś, kto z przyjemnością przyjdzie zająć się naszymi dziećmi, zarobi parę groszy a nam da wolne! Ktoś zaraz się obruszy, że to kosztuje! Tak, kosztuje. Wszystko kosztuje! Jeśli posiadamy samochód, to go serwisujemy! Wymieniamy olej, tankujemy, po to, by służył nam jak najdłużej. Czy przypadkiem związek nasz nie jest właśnie takim samochodem, który potrzebuje czasami serwisowania, holowania i tankowania? To właśnie te wspólne wieczory, które fundujemy sobie od kilku tygodni sprawiły, że ponownie patrzymy na siebie jak na parę kochanków (nie, nie boję się tego słowa, bo mam tutaj na myśli jego pozytywne znaczenie), jak na kogoś z kim można pogadać, pośmiać się, złapać za rękę, wypić lampkę winę i obgadać dzień bez wrzasków i łapania za nogawkę! Nie ukrywam, że poczyniliśmy najlepszą inwestycją ostatnich lat, inwestycję w nasz związek! Choćbym miała posprzedawać wszystkie moje książki i ulubione płaszcze, by móc cieszyć się tymi wieczorami, to zrobię to! Cieszę się, że mój Mąż był głównym motywatorem, bo mnie wydawało się to na początku nie do zrealizowania. Jakaś taka wewnętrzna matczyna blokada i durne poczucie winy mówiło mi, że to się nie uda. Przechodzicie kryzys w związku, chciecie ratować Wasze małżeństwo i wydaje Wam się, że doszliście już do ściany? Frustracja goni frustrację, kłótnia goni kłótnie. Obwiniacie się o byle pierdoły i szukacie dziury w całym nie potrafiąc podać sobie ręki, a wieczorami padacie na twarz, bo Wasze dzieci skutecznie wypompowują z Was energię? Działajcie! Nie myślcie, że to samo minie, bo to prawdopodobnie będzie się tylko nasilać. A jak jest u nas teraz? Czy to coś dało? Odżyliśmy! My wręcz wybiegamy z domu, kiedy przychodzi ten jeden dzień w tygodniu i te dwie godziny, które spędzamy tylko ze sobą! Randka z mężem? Można? Można! ;-) A nawet trzeba!
Pokonywanie trudności w małżeństwie i rodzinie. Ks. Marek Dziewiecki Książka ks. Marka Dziewieckiego składa się z siedmiu rozdziałów. W rozdziale pierwszym autor opisuje Boży zamysł w odniesieniu do małżeństwa i rodziny. Rozdział drugi to opis pierwszych znaków, które świadczą o tym, że zaczyna się kryzys. Te pierwsze znaki to zaniedbywanie miłości małżeńskiej i rodzicielskiej oraz oddalanie się małżonków od Boga. Rozdział trzeci dotyczy skrajnych form kryzysu w małżeństwie i rodzinie. Należą do nich uzależnienia i związana z nimi przemoc, zdrady małżeńskie, odejście małżonka i rozwody. Kolejny rozdział poświęcony jest warunkom wychodzenia z kryzysu. Punktem zwrotnym jest uznanie prawdy przez tych, którzy pobłądzili. Rozdział piąty dotyczy zamykania bolesnej przeszłości. Podstawowe warunki to pojednanie z Bogiem, z samym sobą i z osobami skrzywdzonymi. Warunkiem dobrej teraźniejszości jest także nawrócenie, czyli wierna i ofiarna miłość tu i teraz. Temu zagadnieniu poświęcony jest rozdział szósty. Ostatni, siódmy rozdział, to odpowiedzi na pytania uczestników rekolekcji, które kilka miesięcy wcześniej ks. M. Dziewiecki poprowadził dla wspólnot „Sychar” z całej Polski. Główne przesłanie, na którym opiera się omawiana publikacja, to fakt, że kryzys małżonków nie zaczyna się dopiero wtedy, gdy dochodzi do przemocy, uzależnień czy zdrad. Kryzys i cierpienie zaczyna się już wtedy, gdy małżonkowie przestają okazywać sobie miłość, gdy zaniedbują wychowanie dzieci lub gdy oddalają się od Boga. Niniejsza książka pomaga szukać rozwiązań prawdziwych, a nie rozwiązań, które na krótką metę wydają się łatwe i proste, a które w rzeczywistości powiększają jedynie skalę krzywd i cierpienia małżonków, rodziców czy ich dzieci. Niniejsza książka stanowi praktyczną pomoc nie tylko dla małżonków i rodziców, którzy przeżywają kryzys. To także podręcznik dojrzałego okazywania miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Autor podkreśla bowiem, że najlepszym sposobem pokonywania kryzysu jest uczynienie wszystkiego, by do kryzysu nie doszło. Prezentowana publikacja jest cenna dla narzeczonych, dla księży i świeckich pracujących w duszpasterstwie rodzin i w poradnictwie małżeńskich. Jest też kopalnią materiału dla katechetów, gdyż pomaga ukazywać katechizowanym – w sposób przystępny, konkretny i precyzyjny – Bożą wizję małżeństwa i rodziny oraz zasady pokonywania kryzysów w rodzinie w sposób zgodny ze złożoną przysięgą małżeńską. Pomóż świadczyć - Poleć znajomym!